czwartek, 30 kwietnia 2015

Kwiaty wojny

W 1937 Japończyki zmasakrowali ówczesna stolice chin Nankin. Ludność wymordowano i torturowano, nie oglądali się czy to było dziecko, kobieta czy mężczyzna. W tym mieście i w takim czasie  dzieje się fabula filmu.

OCENA: 7

OPIS:
W kościele ukrywają się uczennice i kobiety lekkich obyczajów z pobliskiego domu uciech. Przybywa tutaj również amerykański grabarz a wszystko się komplikuję gdy dowódca japońskiej armii postanawia nikogo nie wypuszczać z kościoła. 

MOIM ZDANIEM:
Żeby nie było że oglądam tylko blockbustery i płytkie akcyjniaki. Czasami lubię zobaczyć coś głębszego. A po za tym lubię azjatyckie kino bo jeżeli chodzi o treść to przewyższają amerykańskie. Fabuła mimo ciężkiej historii w tle jest prosta ale wciągająca. W jakimś stopniu zawdzięcza to występowi amerykańskiej gwiazdy z pierwszej ligi Christian'owi Bale'owi jednak nie tylko. Azjatyccy aktorzy również dają z siebie wszystko. Należy jednak pamiętać o tym że mimo historii o miłości, poświeceniu czy woli walki jest to smutna historia. I wcale nie zaspojleruje że nie ma happy endu. Nie jest to najlepszy film azjatycki jaki oglądałem jednak utrzymuje wysoki poziom. Reżyser nie bał się pokazać co działo się na ulicach Nankin. Wszyscy wiedza o Oświęcimiu i tym co robili naziści ale o bestialstwie Japończyków jeszcze przed II wojna światową mało osób coś wie. Tym o mocnych nerwach polecam "Kwiaty wojny". Jednak zwracam uwage że nie jest tak kolorowo i pieknie jak w amerykanskich filmach o milosci na tle wojny, tutaj mamy wszystko na wierzchu, bez sciemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz