czwartek, 29 stycznia 2015

Przeczytałem kiedyś fajną książkę (odc. 2): Philip K. Dick - Przez ciemne zwierciadło

Kiedyś już pisałem o tym autorze że był dość ekscentryczny w swoich opiniach. Głównie pisał sci-fi ale nie tylko.
Ta akurat należy do tego gatunku.


Fabuła się dzieje w niedalekiej przyszłości, bo dla nas bodajże to już przeszłość (Dick uważał że już w latach 80' i 90' świat będzie mocno naukowy) pośród grupy narkomanów i policjanta który próbuję tą grupę rozbić i znaleźć głównego dilera nowego narkotyk o nazwie Agonia. Świat poszedł na tyle do przodu że policjanci działający pod przykrywka noszą specjalne kombinezony ukrywająca ich prawdziwy wygląd. Bob Arctor - główny bohater jest takim glina. Mieszka pośród ćpunów i czasami chodzi zdać raport przełożonym. W którymś momencie zaczyna tracić kontrole, kim tak naprawdę jest, policjantem czy narkomanem. Wg biografii Dicka wiele wątków w książce zaczerpnął z własnego życia. I jeżeli tak to był naprawdę porąbany. W książce nie ma wiele akcji jest to taki "Ćpun" Melvina Burgess'a, czy "My dzieci z dworca zoo" w wersji futurystycznej. Bo tak naprawdę mimo że to się dzieję w przyszłości jest to historia o amerykanach z lat 70'.  Powieść czytałem pięć razy, często do niej wracałem i za każdym razem znajdowałem coś ciekawego. Nie jest to dla każdego lektura bo nie którym mogą się nie spodobać pewne opisy. Autor nie pochwala zażywania narkotyków ale jednak nie potępia tego. Twierdzi jak sam na końcu opisał: "Był to zły wybór jak wejście na ulice na czerwonym świetle bycie potrąconym przez samochód." Czy to prawda? Czy można się z tym zgodzić? Dla mnie jest to przytłaczająca książka, po niej na pewno nie poczułem się lepiej i ty też nie będziesz. Jednak jest to najlepsza tego autora jaką czytałem a czytałem wszystkie wydane w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz